poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 5. Rose to córka...!

W tamtym momencie siedziałam z otwartą buzią i myślałam jak wybrnąć z mojego niestosownego komplementu.
Co? Wcale nie był niestosowny, po prostu powiedziałaś co myślisz głupia- mówił głos w mojej głowie. Gdyby to było takie proste przestawić się na to co mówi ten głosik.
Patrzyłam na niego nie potrafiąc nawet opuścić wzroku na ziemię.
Co jest ze mną nie tak ?
Wydawało mi się że ta chwila trwała wieki jednak minęło parę sekund od mojego zdania i odpowiedzi Luke'a. Przez cały czas czułam  na sobie wzrok Annabeth, z którą na pewno się już nie zaprzyjaźnię.
- Dzięki - powiedział ze szczerym uśmiechem. - Twój też jest niczego sobie.
BUM BUM. Właśnie jego pociski zaczęły mnie bombardować, nie dość że mnie skomplementował to jeszcze ten uśmiech. Nie mogłam opanować swojego zachowania.
- Idziesz do domku teraz ? - spytał
- Właściwie to już chyba zwiedziłam wszystko... Annie ? - odwróciłam się do blondynki w myślach błagając by powiedziała "tak".
- No niby tak... - powiedziała niepewnie Annabeth.
- Wygląda na to że idę - uśmiechnęłam się wstając.
- Super - odpowiedział mi tym samym chłopak - Pa Annabeth.
- Paaa - odpowiedziała wywracając oczami gdy Luke się odwrócił.
Gdy tylko odeszliśmy na bezpieczną odległość, postanowiłam spytać chłopaka.
- Od jak dawna znasz się z Annie ?
- Od około siedmiu lat.
- Jej to dużo - westchnęłam.
- No całkiem, ale spokojnie traktuję ją tylko jak siostrę - uśmiechnął się zadziornie.
- Słucham ? - spytałam zdziwiona. Nie wiem dlaczego ale potraktowałam to jako flirt.
- A no nic, tak tylko mówię - mrugnął.
O matko.
Prawdopodobnie najprzystojniejszy facet świata do mnie mrugnął. Zachowuj się jakby nie było to najlepszą rzeczą która ci się przytrafiła oprócz oczywiście samego obozu.
Tak w końcu (być moze przez Luke'a) spodobał mi się obóz.
Od tamtego zdarzenia minęło około trzy dni a ja cały czas nie wiedziałam kto jest moim ojcem, Co prawda wszyscy mięli podejrzenia, gdyż na zajęciach z łucznictwa górowałam nad wszystkimi  mimo że pierwszy raz trzymałam łuk w ręku. Całkiem dobrze śpiewałam, jednak było dużo osób lepszych ode mnie. Dla wszystkich było już jasne czyją jestem córką. Tylko czemu "tatuś" nie chciał się do mnie przyznać?
W końcu po dwóch kolejnych dniach, (czyli łącznie w obozie byłam już tydzień jeśli liczyć pobyt w szpitalu) na kolacji kiedy już pogodziłam się z tym że znowu nie dowiem się kto jest moim ojcem, wszystko się zmieniło, Kiedy podchodziłam dać ofiarę Bogom nagle wszyscy spojrzeli na mnie, być może bardziej nad moją głowę. W końcy gdy i ja to zobaczyłam, oślepiło mnie światło, po paru chwilach przyzwyczaiłam swój wzrok i ujrzałam lirę. Czyli nic innego jak atrybut,,
- Apollo - powiedział Chejron po czym uśmiechnął się i dodał - Rosalie jesteś córką Apollo.
W większości osób nie zszokował ten fakt, każdy już tak obstawiał odkąd popisałam się na lekcjach łucznictwa. Ja jednak nie mogłam się z tym pogodzić. Mimo że byłam w obozie już tydzień, ciężko było mi przyswoić to że jestem córką najprzystojnieszego z Bogów.
- Chodź do nas Rose! - krzyknął do mnie Lee, grupowy domku Apollina, który jak się teraz okazało był moim hm.. bratem? kuzynem ?
Spojrzałam na Luke'a uśmiechnęłam się na co chłopak odpowiedział tym samym i przesiadłam się do stoliku mojego rodzeństwa lub kuzyństwa. Będę musiała o tym porozmawiać z Chejronem.
Pocieszające było to, że nie siedziałam sama przy stole tak jak Percy. Biedny w końcu jako jedyne dziecko Posejdona nie musiałobyć mu łatwo.
Po kolacji jako pierwsza udałam się do domku Hermesa, żeby wziąć swoje rzeczy, i uniknąć spotkania z Luke'm. Nie wiem czemu tak bardzo nie chciałam go widzieć. Prawdopodobnie dlatego że strasznie się zżyliśmy przez te pięć dni. Wychodziłam już z domku gdy nagle wpadłam na Luke'a który spojrzał na mnie tym swoim zniewalającym spojrzeniem.
- Uciekasz ode mnie Rose ? - zaśmiał się a mi ugięły się kolana.
O Bogowie dlaczego on tak na mnie działał?

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 4. Rosalie zaczyna wierzyć w prawdziwość Obozu

Obudziłam się.
Na początku gdy otworzyłam oczy, byłam zdezorientowana. Byłam w jakimś namiocie przez Bóg wie ile czasu nieprzytomna, jeszcze ten dziwny sen z Minotaurem, Percy'm, Sally i.. zaraz przecież jestem w namiocie.. Czyli ten sen, nie był snem ? Jestem w Obozie Herosów? Kim są do cholery Ci herosi ? 
Próbowałam się podnieść jednak czyjaś ręka położyła mnie z powrotem.
- Leż jeszcze Rose, jesteś słaba - powiedział jakiś mężczyzna, który... O matko ! Ten człowiek ma .. no nie do końca człowiek.. ale on miał kopyta! Był pół człowiekiem i pół koniem, gdzie ja jestem ? 
- Kim jesteś? - spytałam podnosząc się powoli na rękach.
- Nazywam się Chejron. - odpowiedział mężczyzna
- No dobrze a czym jesteś ? - spytałam
- To było raczej niegrzeczne pytanie Rosalie.
- Przepraszam, jestem tylko trochę przytłoczona całą sytuacją.. - powiedziałam szczerze.
- Rozumiem. Jestem centaurem. 
- Aha.
No to fajnie.
Dzięki ci Chejronie za wytłumaczenie mi wszystkiego. Czuję sie teraz znacznie lepiej, a moja świadomość już na pewno. Jestem pewna że gdybym opowiedziała tą historię Elenie to by mnie wyśmiała. No zresztą sama nie wierzyłam oczom, i nie byłam pewna czy wszystko co się wydarzyło jest prawdą. 
- Okej, więc kim jestem ja ? - spytałam z nadzieją. Jak na razie Percy i Grover nic mi nie ułatwili.
- Herosem. 
- Tak myślałam... A co znaczy Heros ? - odpowiedziałam 
- Jest to osoba zrodzona ze śmiertelnika i z Boga.- powiedział Grover pojawiając się znikąd i mówiąc to takim tonem jakby było to coś oczywistego.
- A czy jest wiadome kto jest tym Bogiem ? 
- Nie do końca - powiedział Grover - Jak się czujesz ? 
- Dobrze, tylko ... czy mama Percy'ego naprawdę..
- Tak, niestety - odpowiedział mi głos Percy'ego.
- Percy ? - spytałam rozglądając się w poszukiwaniu chłopaka. Rozsunęła się tak jakby kotara i ujrzałam brązowowłosego leżącego na łóżku tak samo jak ja. 
- O bogowie ty żyjesz ! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego. 
Po pierwsze nie wiedziałam dlaczego się na niego rzuciłam, to chyba był mój wrodzony impuls, ale dlaczego powiedziałam o bogowie .  Zupełnie jakby powiedział to ktoś inny, ale zostało wypowiedzone przeze mnie. 
- Żyje, ale zaraz przestane jeśli nie przestaniesz mnie ściskać - zaśmiał się, odwzajemniając uścisk.
- Sorki - uśmiechnęłam się i dopiero wtedy zwróciłam uwagę na blondynkę siedzącą na krześle obok łóżka Percy'ego.
- Cześć - uśmiechnęła się przyjemnie. Zwróciłam uwagę na jej śliczne szare oczy.
- Cześć - odpowiedziałam tym samym
- Ty jesteś Rosalie prawda? - spytała
- Tak, ale bardziej Rose - powiedziałam na co Percy i Grover się zaśmiali, a Chejron uśmiechnął.
- Ja jestem Annabeth, córka Ateny - powiedziała z dumą.
Więc to nie były żarty ? Ci mityczni Herosi na prawdę istnieli ? I przede wszystkim Bogowie również istnieli? A to nie było tak że był tylko jeden Bóg? Czyli jeśli moja mama jest moją mamą, to moim ojcem jest któryś z Bogów.. Ale pytaniem pozostawało który, i jak się tego mam niby dowiedzieć.
- A ty czyją córką jesteś ? - uśmiechnęła się.
- Nie mam pojęcia, dopiero od kilku minut wiem że jestem Herosem - odpowiedziałam.
- Nie martw się, dowiesz się tego, nie można być na zawsze nie określonym.
- Chejronie ile czasu minęło odkąd tu jestem ? - spytałam centaura. 
- Dwa dni. Percy obudził się dosłownie pół godziny przed Tobą. 
Dwa dni ? Zmarnowałam dwa dni na leżenie tu zgaduję że w szpitalu, podczas gdy mogłam czekać na jakiś znak od mojego ojca. Nie żebym od razu wierzyła w to że mój ojciec był jednym z Bogów, ale oni wszyscy byli tacy przekonujący, zresztą ten Minotaur chyba nie wziął się znikąd. 
- Czy mogę już wyjść ? - spytałam, wstając z łóżka Percy'ego.
- Nie jestem pewny czy jesteś jeszcze na siłach...
- Prawie mnie udusiła, więc sądzę że chodzić też może - zaśmiał się Percy, a cała reszta z wyjątkiem Annabeth mu zawtórowała. Chociaż widziałam cień uśmiechu na jej twarzy.
- No w sumie myślę, że obydwoje możecie wyjść - odparł Chejron kierując się do wyjścia. - Myślę że powinniście znaleźć przewodników po Obozie.
Było oczywiste że chciał aby mnie oprowadziła Annabeth a Percy'ego Grover, więc tak też zrobiliśmy. 
- Chodź Rosie, pokaże Ci obóz - powiedziała wstając z krzesła, jednak przed wyjściem rzuciła krótkie ale znaczące spojrzenie na Percy'ego. Może i z mitologii nie byłam najlepsza, ale byłam dobra w wyczuwaniu chemii, więc jeśli Annabeth pierw nie zabije Percy'ego to może coś z tego będzie.
- No powodzenia Rose - uśmiechnął się Percy i przytulił mnie już tak bardziej na pożegnanie, w końcu mogliśmy się już nie widzieć jeśli Annabeth będzie chciała mi pokazać wszystkie zakamarki obozu a wnioskuję że jest duży bo niemożliwe jest by było tylko trzech herosów.
- Dzięki - uśmiechnęłam się i poszłyśmy z blondynką na zwiedzanie obozu.
Po około półtorej godziny chodzenia i rozmawiania doszłyśmy na arenę. 
- Więc mówisz że moim rodzicem może być Apollo, Hefajstos, Dionizos, Hermes lub Ares tak ? - spytałam
- Teoretycznie może być jeszcze Zeus, Posejdon i Hades. - odpowiedziała - Ale to tylko teoretycznie.
- No dobra, no to w którym będę teraz domku jeśli jestem nieokreślona ? 
- W domku Hermesa 
- Ale nie ma pewności że jestem córką Hermesa.
- No tak, ale wszyscy nieokreśleni tam lądują.
- I dlatego jest tam tak dużo osób? 
- Tak. Wiesz czasem nasz rodzic się do nas nie przyznaje, no i tak jest że tam zostajesz - powiedziała ale widząc moją minę dodała - Ale spokojnie na pewno wyjdziesz z niego 
Uśmiechnęłam się słabo, bo trochę mnie nie pocieszył ten tekst o tym że nie każdy dowiaduje się kim jest jego ojciec. Jednak Annabeth widząc moją minę, objęła mnie ramieniem i poprowadziła mnie na trybuny areny.
O matko i oni wszyscy są herosami ? - pomyślałam patrząc na całą arenę.
W pewnym momencie mój wzrok przykuł wysoki chłopak z blond włosami. Najlepiej z nich wszystkich posługiwał się mieczem, może to dlatego. A może dlatego że był strasznie przystojny i zmierzał prosto do nas. Spojrzałam w ziemię i próbowałam ukryć moje zaczerwienione policzki.
- A to jest Luke - szepnęła Annabeth w ostatnim momencie przed jego przyjściem i zobaczyłam że ona dosłownie pożerała go wzrokiem. No tak czyli ze związku z Percy'm nici,
- Cześć Annie - powiedział uśmiechając się. To był prawdopodobnie najpiękniejszy uśmiech jaki widziałam.
Po chwili spojrzał się na mnie. Gdyby nie fakt że nie chciałam zepsuć tej relacji pewnie bym zemdlała.
- Cześć  - odpowiedziała dziewczyna.
- Przedstawisz mi swoją koleżankę ? - spytał zadziornie
- Jestem Rose - wyjąkałam co wyszło mi chyba naturalnie.
- Ja jestem Luke, syn Hermesa - podał mi rękę.
Czy wszyscy w tym obozie tak sie przedstawiają ? Siemka jestem Hania i jestem córką Posejdona? No to ja czym prędzej muszę się dowiedzieć o moim ojcu, bo to wstyd.
- Czyli będziemy w jednym domku? - spytałam z nadzieją że dobrze zrozumiałam.
- Dopóki nie dowiemy się kto jest Twoim ojcem to .. - chciał chyba dokończyć ale mój impuls mu nie pozwolił
- Masz piękny uśmiech - powiedziałam i chwilę później zdałam sobie sprawe że jestem najbardziej czerwoną osobą na ziemi.
No cóż, coś musiało pójść nie tak.

poniedziałek, 29 grudnia 2014

Rozdział 3. Legendarna walka Rose z Minotaurem, a raczej jej brak.

Minotaur.
Nie mówię tu o ksywce dla kolesia, który nie jest zbyt wyględny, a jego kumple nie są za mili, chodzi mi o tego mitycznego stwora z głową byka, tego od Tezeusza. Nie wiedziałam za dużo o mitologii, tym raczej interesowała się mama, nie ja. Jednak jak byłam mniejsza mama często czytała mi mity. Na przykład doskonale pamiętam mit o tym jak Posejdon, Zeus i Hades ciągnęli losy, który z nich rządzi w światem, wodami i podziemiem... No to była wersja dla dzieci, normalnie raczej nie ciągnęli losów. Zawsze najbardziej ciągnęło mnie do Apollo, Ateny i Afrodyty. Atenę ceniłam sobie ze względu na jej mądrość, Apollo za jego talent, a Afrodytę bo była ładna. Mit o Minotaurze pamiętam jak zza mgły, jednak coś pamiętam. 
Kiedy już go zobaczyłam to.. Ale zaraz przecież wcześniej też się działo, do Minotaura przejde za chwilę.
- Percy, powiedz mi coś o sobie . - zagadnęłam do brązowowłosego chłopaka, żeby jakoś przerwać ciszę, i sprawdzić jak wiele rzeczy mamy wspólnych.
- Nie mam za interesującego życia. - rzucił, spoglądając w ziemię.
- No a naprawdę nie ma nic w Twoim życiu co było by lekko dziwne ? - spytałam z nadzieją, bo w sumie moje życie było samo w sobie dziwne. Zaczynając od tego dziwnego rodzaju dysleksji a kończąc na tajemniczej matce, która przez 16 lat nie była łaskawa napomknąć o moim biologicznym ojcu.
- No raczej nie. Moje życie ograniczało się do niewiedzy, dysleksji i ciągłej niepewności genera.. - westchnął, jednak mu przerwałam bo coś mnie olśniło.
- Dysleksji ?  Też ją masz? - spytałam 
- Taaa. 
No ładnie. 
Wiem, mógł to być zbieg okoliczności, ale coś w mojej głowie nie pozwalało mi myśleć w ten sposób, tylko jeszcze nie byłam pewna co, także pozwoliłam tej myśli odlecieć gdzieś w otchłanie mojej blond głowy. 
Właściwie to gdzie jest ten Obóz Herosów? Dlaczego ja nigdy nic nie wiem, a gdy wydaje mi się że wiem to okazuje się że się myliłam? Moje obecne życie było w sumie serią niepowodzeń. 
- Grover ?
- Co ? - spytał chłopak, nie zwalniając tempa, dokąd on tak się spieszył. Przecież obóz nigdzie by nam nie uciekł. Co nie?
- Właściwie dokąd idziemy ? 
- Do Obozu Herosów, Rose tyle razy już się to przewinęło że powinnaś zapamiętać, no - odpowiedział zrezygnowany.
- O matko, przecież to wiem, ale gdzie jest ten Obóz ? Nie mam zamiaru tak krążyć bez celu po Nowym Jorku. A właśnie, skoro już tak krążymy to może wstąpimy do Starbucks'a co? - spytałam żartobliwie. Jak widać Grover'owi nie było do śmiechu w tym temacie. 
- Nigdzie nie wstąpimy. Nie martw się o to wszystko jest zaplanowane - odrzekł patrząc na mnie z pogardą. 
- Dobrze, dobrze tato. - Powiedziałam i widząc jego spojrzenie, dodałam - Jejku czy ty zawsze jesteś taki ... nie rozrywkowy? 
- Wyobraź sobie, że jestem wyjątkowo rozrywkowy. - fuknął i przestał się odzywać.
Nie wiem czemu ale cała sytuacja mnie śmieszyła. Jakoś nie do końca wierzyłam w ten Obozik i jakichś herosków. W ogóle kim są ci Herosi ?  Świtało mi coś, jednak zupełnie jakbym nie dopuszczała tej myśli do siebie.
Podeszliśmy pod jakąś jakby kamienicę czy tam coś i tam koło auta stała kobieta, która machała do nas zachęcająco ręką, już chciałam to jakoś skomentować kiedy zobaczyłam, że chłopcy idą prosto do samochodu, kiedy obydwoje do niego weszli a ja stałam jak głupia, zaczęłam wątpić w dowodzenie Grover'a 
- Emm.. - powoli zbliżałam się do auta.
- Rose, nie ma czasu, wsiadaj i nie marudź. - ponaglił mnie Grover. 
- Ale czy znamy tę kobietę ? - spytałam podejrzliwie na nią patrząc
- O to się nie martw, to mama Percy'ego.  - odrzekł wskazując miejsce koło siebie,
Wsiadłam do auta w dalszym ciągu nie pewnie, jednak jeśli moja mama ufała temu świrowi, to czemu ja  bym nie miała ?
No właśnie, i w tym momencie nasuwała się cała lista argumentów "Czemu nie ufać Grover'owi".
Mama Percy'ego patrzyła na mnie przez ten cały czas, i gdy ja spojrzałam na nią, uśmiechnęła się pogodnie
- Cześć, jestem Sally Jackson, spokojnie nie musisz się mnie bać.
- Dziękuje.. Jestem Rose - uśmiechnęłam się, troszkę uspokojona.
- Sally ruszajmy już, im szybciej tam będziemy tym lepiej - rzucił Grover.
Podczas naszej jazdy Percy, Sally i Grover rozmawiali sobie, ale nawet nie zwróciłam uwagi na co, Całe moje myśli pochłonęło pytanie Kim jest mój ojciec. Im bliżej byliśmy tego obozu to pytanie uderzało we mnie ze zdwojoną siłą. 
Heros.. Heros... No dalej Rose, głupolu przecież znasz odpowiedź! Wiesz kim jest heros! Wiesz to! Ta myśl pojawiła się w mojej głowie nagle, że aż podniosłam głowę z ręki na której miałam oparcie. Zdziwiło mnie to, ale wytężyłam umysł. 
Zaraz, zaraz przecież Heros to słowo ma jakiś związek z mitologią....
Jednak nic nie przychodziło mi do głowy. 
Wybacz tajemniczy głosie w mojej głowie, jednak nie potrafię sobie z tym poradzić. Sorki
O jacie czy było ze mną już tak źle że prowadziłam monologi w swojej głowie? Przez tą całą sytuację skończę w wariatkowie. Równie dobrze mogłam nie iść z Eleną do tego głupiego Central Parku..
I właśnie TO przerwało moje rozmyślania.
Trzask.
Sally gwałtownie skręciła na pobocze a właściwie gdzieś w stronę lasu, po czym wszyscy opuścili samochód, więc i ja szybko się stamtąd wydostałam.
- Co się dzieje Grover? - spytałam zszokowana. On jednak tylko zaczął biec a Sally i Percy mu zawtórowali. Parę sekund później, zobaczyłam co było przyczyną ich ucieczki, jednak nie mogłam uwierzyć w to co widzę. 
- O matko. - szepnęłam i chciałam biec ale nie potrafiłam.
- Rose! - krzyknął Percy i kazał biec za sobą.
Gdyby nie on prawdopodobnie nasz przyjaciel Minotaur by mnie rozgniótł. Gdy on już był niedaleko mnie odzyskałam czucie w nogach i pędem starałam się dogonić Percy'ego i resztę. W tamtym momencie byłam wdzięczna pani Otto, że zmuszała mnie do biegania na lekcjach w-fu. 
- Grover! Daleko jeszcze ? - krzyknęłam prawie dorównując im tempa.
- Już blisko, wytrzymaj ! - odkrzyknął nie przestając biec.
Co chwila odwracałam się by sprawdzić czy Minotaur jest w odpowiedniej odległości od nas, i co chwila karciłam się za to.
Gdy już wbiegliśmy na wzgórze i ujrzałam bramę zwolniłam by zaczekać trochę na Grover'a, przecież on miał kule i dopiero wtedy zobaczyłam że on ma kopyta i wcale nie był taki wolny...
Zaraz..
Grover ma kopyta?! Jak to w ogóle możliwe?! Nie możliwe, oszalałam.
Byliśmy już pod bramą, gdy nagle Minotaur chwycił Sally i .. i to wszystko działo się tak szybko, że nie daliśmy rady nic zrobić, zresztą co może zrobić dziewczyna metr siedemdziesiąt trzy przeciwko Minotaurowi 5 razy większemu od niej ? Jego mama po prostu on ją zgniótł i ona.. zniknęła. Wtedy Percy wyjął swój długopis, który się zmienił w miecz, Grover przysnął sobie wbrew woli pod sosną a ja stałam jak sparaliżowana analizując całą sytuację.
- Percy uważaj! - krzyknęłam tym samym uprzedzając chłopaka przed atakiem potwora z drugiej strony, co było moimi ostatnimi słowami. Nie długo potem, nawet nie wiem kiedy zrobiło mi się ciemno przed oczami, i również przysnęłam.

środa, 24 grudnia 2014

Rozdział 2. Przynajmniej wiem, że nic nie wiem

Siedziałam, oczekując na jakieś wyjaśnienia. Patrzyłam to na mamę to na Grovera, on był naprawdę przerażający. Nie dość że wiedział kim jestem to jeszcze znał moją mamę, kurde skąd on się tu wziął?
Jeszcze Percy.. On mnie nie przerażał. Wydawał się być tak samo przytłoczony wszystkim co się wydarzyło, wiedziałam że będę musiała z nim porozmawiać o jego historii..
- Mamo o co chodzi ? - spytałam z nutką zaniepokojenia w głosie. Mama spojrzała na mnie swoimi niebieskimi oczami, jednak nie odpowiedziała. - Mamo?.
- Rosie będziesz musiała jeszcze dziś wyjechać z Groverem i Percym. - odpowiedziała z zachowaną powagą na twarzy.
- Ale jak to wyjechać?  Dokąd wyjechać?
Przeraziłam się, jeszcze bardziej. Czy moja własna matka chciała się mnie pozbyć? Czy miałam wyjechać do jakiegoś przeklętego obozu z dwojgiem dopiero poznanych chłopaków ? Nie to na pewno musiał być sen.
- Do obozu herosów - odpowiedziała mama.
- Kogo ?
- Herosów.
- Ale ja przecież mam szkołę, wakacje się jeszcze nie zaczęły muszę poprawić matmę i na dodatek mam test z fizyki i jeszcze będzie mnie pytać z angielskiego i... - w tamtym momencie zaczęłam panikować nawet nie myślałam nad tym co mówie.
- Spokojnie Rose, ja też oczekuje wyjaśnień Leah - powiedział Patrick wstając.
- Eh.. Jak już wiesz Rose, Patrick nie jest Twoim ojcem.. Starałam się to ukrywać przez 16 lat, myślałam że nie będzie powodu żeby Ci o tym mówić ale teraz jak już Grover tu jest to musisz to wiedziec.
-Więc kto jest moim ojcem? - spytałam z nadzieją w głosie.
- Dowiesz się tego niedługo.
- Czemu nie mogę teraz ?
- Bo to jeszcze nie jest ten czas.
Aha.
No tak przynajmniej już mamy z głowy udawania że Patrick to mój tata. Ale skoro nie on nim jest to kto ?
- Idź się pakować Rosie - powiedziała mama nie spuszczając wzroku z podłogi
- Ale mamo...
- Rose, nie ma tu nawet mowy o dyskusji - powiedziała stanowczo.
Po tych słowach poszłam, choć może nawet pobiegłam do swojego pokoju, głośno i znacząco trzaskając drzwiami. Co to ma być ? Mama przez 16 lat udaje, że moim ojcem jest Patrick a teraz 2 minuty po wyznaniu prawdy każe mi jechać do jakiegoś obozu z jakimiś dwoma poznanymi chłopakami. No jak dla mnie brzmi wiarygodnie,
W ogóle to co ja mam wziąć do tego obozu ? Jak ona mówiła ? Obóz .. Herosów ? 
Co to jest ten heros?
Nie wierzyłam w to co się działo, wrzuciłam bluzę, dwie bluzki i spodnie do mojej ulubionej torby i wyszłam.
Podeszłam do drzwi wejściowych i rzuciłam okiem na Grover'a i Percy'ego
- Idziecie ?
- Nie mamy wyboru - powiedział Grover.
Odwróciłam się i zobaczyłam że mama na mnie patrzy tym swoim wzrokiem niewinnej osóbki, jakbym to ja coś zrobiła i teraz zachowywała się jak naburmuszony dzieciak. Nie miałam zamiaru się z nią żegnać.
Wyszliśmy z domu i postanowiłam kierować się za Grover'em w końcu to on wiedział jako jedyny z naszej trójki o co chodzi.
- Pst ... Psssst! - spojrzałam w kierunku tego "psstania", czyli jak się okazało na Percy'ego.
- Co ? - spytałam dosyć opryskliwym tonem.
- Hej, spokojnie, ja też nie wiem o co chodzi serio... Chciałem tylko powiedzieć że.. przykro mi z powodu tej.. sytuacji. Wiem jak się czujesz .
- Taa ? Ty też nie wiedziałeś o swoim biologicznym ojcu od 16 lat ?
- Niekoniecznie. Moja mama żeby mnie chronić, wyszła za mąż za śmierdziucha Gabe'a, alkoholika, bez szacunku do żadnej istoty i przedmiotu, no może z wyjątkiem puszki od piwa i kart do gry. Ale wiesz mamy jedną wspólną rzecz.. Obydwoje nie znamy ojców.
- Czekaj,,, jak to chronić ? Przed czym ?
- Nie wiem, ale według Grover'a przed czymś straaasznie złym - powiedział wywracając oczami.
Zaśmiałam się,a  on mi zawtórował.
- Śmiej się, śmiej za parę dni zrozumiesz, - powiedział Grover i zabrzmiał aż nad dorośle.
W tamtym momencie zrozumiałam, że mimo iż w 99% nie wiem nic, to los póki co mi sprzyja i to kiedy dowiem się kim jest mój ojciec w końcu nastąpi, i jest to tylko kwestią czasu,
Nie wiedziałam tylko że przed tym będę musiała staczać walkę z minotaurem.

poniedziałek, 16 czerwca 2014

Rozdział 1. Spotkanie

Właściwie to nie mam zielonego pojęcia jak się tu znalazłam.
Przez "tu" rozumiem... ale no dobra zacznę od początku
Nazywam się Rosalie DeVere, mam 16 lat i mieszkam w Nowym Jorku.
Moi rodzice to Leah i Patrick DeVere, ale nie jestem jego córką. Mama nigdy mi tego nie mówiła, ale sama się domyśliłam. Dowodem na to jest chociażby moja data urodzenia, a data ich pierwszego spotkania. Ja urodziłam się 30 czerwca 1998 roku a oni poznali się dwa lata później. Jednak nie mam nic przeciwko Patrick'owi. Jest miły i zabawny, zresztą traktuje mnie jakbym naprawdę była jego córką. Znaczy się on myśli, że ja nie wiem. Ale jakoś nigdy nie było między nami takiej specjalnej więzi tata-córka.
Mama nigdy nie opowiadała mi o moim biologicznym ojcu, ale mogę się założyć że nawet gdybym ją poprosiła to byloby coś w stylu "Nie wiem o czym mówisz Rosie", lub "Ale przecież to jest twój tatuś, kochanie".
Chodzę do jednej z lepszych szkół w Nowym Jorku, jednak szczerze mówiąc - beznadziejnie mi tam idzie. Przez tą moją dysleksję, nie mogę nic zrobić, nawet porządnie skleić słowa, a gdy czytam... lepiej nie mówić.
W ostatni Piątek czyli dwa dni temu, przechadzałam się z moją koleżanką Eleną Carter po Central Parku, tak sobie po prostu żeby chociaz przez chwilę nie myśleć o dysleksji, problemach w szkole i o ojcu, ale jak widać los nie był mi w stanie tego zapewnić.
- Elena, a tak w ogóle to nigdy nie opowiadałaś mi o swoim ojcu.. - zaczęłam powoli temat delikatnie dobierając słowa tak żeby jej nie urazić.
- A co miałam Ci o nim mówić ? Jakiś frajer i tyle - fuknęła brązowowłosa i odwróciła wzrok na staw,. - Od razu gdy się urodziłam zostawił mnie i mamę. Ona jednak za każdym razem powtarza, że to wcale nie była jego wina, że musiał odejść i że jemu też było przykro. Pff.
- Widzisz Twoja mama przynajmniej nie ukrywa przed Tobą faktu o biologicznym ojcu.
- Rose, ale to jest tylko i wyłącznie Twoja wina, że nie chcesz z nią o tym pogadać.
- Ale ty dokładnie wiesz jaka jest moja matka. Zaraz będzie że 'ale o co chodzi skarbie, czy przeszkadza Ci Patrick?' - tą końcówkę powiedziałam piskliwym głosem dokładnie takim jaki ma moja mama. - Ja naprawdę nie chce jej przeszkadzać w związku, ale no sądze że to troche nie w porzadku ukrywać przed własną córką fakt o biologicznym ojcu.
- Ja tam sądzę, że jakbyś ją poprosiła to by ci powiedziała - odrzekła, a widząc moją minę dodała - Rose chociaż spróbuj.
- Mhm
Siedziałyśmy na ławce, przy stawie obserwując jak mała dziewczynka karmi kaczuszki.
Nagle praktycznie znikąd pojawił się jakiś chłopak o kulach. Mogłabym powiedzieć, że biegł ale to chyba byłoby nie na miejscu.
- Rosalie DeVere ? - powiedział tak szybko że ledwo zrozumiałam.
- Eee. Tak. - odrzuciłam lekko zestresowana. No nie codziennie mam takie 'przygody'
- Musisz szybko iść ze mną! - odpowiedział jakby z ulgą, pomagając mi wstać.
- Ale chwila, chwila. Przychodzisz tak sobie, żadnego siema siema czy coś tylko każesz mi iść za sobą ? - wyrwałam swoją rękę z jego uchwytu.
- Ja jestem Grover Underwood a ty jesteś w niebezpieczeństwie. - dorzucił znowu łapiąc mnie za rękaw od bluzki.
- Ale gdzie musimy iść ? - na prawdę nie wiedziałam o co chodzi ale miałam przeczucie, że muszę z nim iść.
- Do Ciebie do domu.
- Hola, hola. Jeśli ty myślisz że..
- Oj przestań nie o to mi chodziło. Musisz szybko coś sobie wyjaśnić z mamą, a potem szybko musimy tam jechać.
- Tam ?
- Do obozu
- Co ?
Jeszcze nigdy nie byłam tak zdezorientowana jak teraz. Grover tylko pokręcił głową, mruknął pod nosem coś w stylu 'No nie wierzę' i szedł dalej. Nagle przypomniałam sobie o Elenie. Odwróciłam się w kierunku naszego wcześniejszego miejsca pobytu, jednak jej tam już nie było. Zdziwiło mnie to, ale szłam dalej.
- Szybciej, no - popędził mnie Grover.
- No już, już.
Byliśmy już zaledwie dwie przecznice od domu, gdy nagle wpadłam na jakiegoś chłopaka.
- Auć, weź uważaj, ok ? - wycedziłam
- Przepraszam - odpowiedział
- Percy ? - zdziwił się Grover, jednak ten chłopak zdziwił się jeszcze bardziej.
- Grover?
- Wy się znacie ? - ja również się zdziwiłam. Czy ten Grover zna tu całą okolicę ?
-Percy, przecież miałeś być w domu, i czekać tam na mnie..
- No tak, tak. Ale to nie brzmiało zachęcająco. - odrzekł chłopak i popatrzył na mnie pytająco. Grover zrozumiał o co chodzi.
- To jest Rosalie DeVere a to Perseusz Jackson - przedstawił nas uroczystym tonem
- Percy - uśmiechnął się skromnie.
- Rose - odpowiedziałam mu tym samym.
- No trudno Percy, myślałem, że pójdzie to sprawniej, ale nie ma wyboru, idziesz z nami. - powiedział Grover wzdychając teatralnie i pokazując jedną z kul żebyśmy szli.
- Ty wiesz o co mu chodzi ? - spytałam Percy'ego z nadzieją w głosie
- Nie mam pojęcia - szepnął i poszliśmy dalej.
Gdy już znaleźliśmy się pod moim domem, poczułam lekkie ukłucie w brzuchu. Za kilka chwil miała odbyć się moja legendarna rozmowa z mamą na temat ojca. Na początku miałam nadzieje że chłopcy zostaną przed domem, bo w końcu, no.. trochę to taka rozmowa w cztery oczy, ale jak widać oni już od początku mieli zamiar wejść ze mną.
Gdy tylko otworzyłam drzwi stanęłam oko w oko z Patrick'iem.
-Cześć - powiedział niby z uśmiechem a jednak widzialam że patrzy się podejrzliwie na Percy'ego i Grover'a. - To Twoi...koledzy ?
- Hmm.. Tak. - odpowiedzialam po krótkiej chwili namysłu.
- Eee.. no to fajnie. Cześć jestem Patrick, tata Rosie - powiedział podając rękę obojgu chłopcom.
Patrick zaprowadził nas na kanapę i siedzielismy w milczeniu patrząc się na siebie nawzajem. Całe szczęście niecałe kilka chwil później, mama zeszła w swoim fioletowym szlafroku i z ręcznikiem na głowie. Jak widać brała kąpiel. Gdy Grover zobaczył moją mamę to wstał.
- Grover... ?- powiedziała cicho jakby z przerażeniem
- Leah, już czas. - odpowiedział z przerażającą powagą w głosie.
Wszyscy oprócz mamy i Grovera nie wiedzieli o co chodzi. Patrick patrzył na mnie pytająco jednak ja też nie miałam pojęcia o co chodzi.
Nie wiedziałam, że za chwilę moje życie całkowicie się zmieni.

czwartek, 12 czerwca 2014

Bohaterowie

Rosalie DeVere, 16 lat, NIEOKREŚLONA



Percy Jackson 15 lat, syn Posejdona



Annabeth Chase 15 lat, Córka Ateny



Grover Underwood ok.30 lat, Satyr



Luke Castellan 18 lat , Syn Hermesa



Elena Carter, 15 lat, NIEOKREŚLONA.



Narazie to jest jeszcze taki wstępny plan postaci, jednak będę dokładać coraz więcej z biegiem akcji.