W tamtym momencie siedziałam z otwartą buzią i myślałam jak wybrnąć z mojego niestosownego komplementu.
Co? Wcale nie był niestosowny, po prostu powiedziałaś co myślisz głupia- mówił głos w mojej głowie. Gdyby to było takie proste przestawić się na to co mówi ten głosik.
Patrzyłam na niego nie potrafiąc nawet opuścić wzroku na ziemię.
Co jest ze mną nie tak ?
Wydawało mi się że ta chwila trwała wieki jednak minęło parę sekund od mojego zdania i odpowiedzi Luke'a. Przez cały czas czułam na sobie wzrok Annabeth, z którą na pewno się już nie zaprzyjaźnię.
- Dzięki - powiedział ze szczerym uśmiechem. - Twój też jest niczego sobie.
BUM BUM. Właśnie jego pociski zaczęły mnie bombardować, nie dość że mnie skomplementował to jeszcze ten uśmiech. Nie mogłam opanować swojego zachowania.
- Idziesz do domku teraz ? - spytał
- Właściwie to już chyba zwiedziłam wszystko... Annie ? - odwróciłam się do blondynki w myślach błagając by powiedziała "tak".
- No niby tak... - powiedziała niepewnie Annabeth.
- Wygląda na to że idę - uśmiechnęłam się wstając.
- Super - odpowiedział mi tym samym chłopak - Pa Annabeth.
- Paaa - odpowiedziała wywracając oczami gdy Luke się odwrócił.
Gdy tylko odeszliśmy na bezpieczną odległość, postanowiłam spytać chłopaka.
- Od jak dawna znasz się z Annie ?
- Od około siedmiu lat.
- Jej to dużo - westchnęłam.
- No całkiem, ale spokojnie traktuję ją tylko jak siostrę - uśmiechnął się zadziornie.
- Słucham ? - spytałam zdziwiona. Nie wiem dlaczego ale potraktowałam to jako flirt.
- A no nic, tak tylko mówię - mrugnął.
O matko.
Prawdopodobnie najprzystojniejszy facet świata do mnie mrugnął. Zachowuj się jakby nie było to najlepszą rzeczą która ci się przytrafiła oprócz oczywiście samego obozu.
Tak w końcu (być moze przez Luke'a) spodobał mi się obóz.
Od tamtego zdarzenia minęło około trzy dni a ja cały czas nie wiedziałam kto jest moim ojcem, Co prawda wszyscy mięli podejrzenia, gdyż na zajęciach z łucznictwa górowałam nad wszystkimi mimo że pierwszy raz trzymałam łuk w ręku. Całkiem dobrze śpiewałam, jednak było dużo osób lepszych ode mnie. Dla wszystkich było już jasne czyją jestem córką. Tylko czemu "tatuś" nie chciał się do mnie przyznać?
W końcu po dwóch kolejnych dniach, (czyli łącznie w obozie byłam już tydzień jeśli liczyć pobyt w szpitalu) na kolacji kiedy już pogodziłam się z tym że znowu nie dowiem się kto jest moim ojcem, wszystko się zmieniło, Kiedy podchodziłam dać ofiarę Bogom nagle wszyscy spojrzeli na mnie, być może bardziej nad moją głowę. W końcy gdy i ja to zobaczyłam, oślepiło mnie światło, po paru chwilach przyzwyczaiłam swój wzrok i ujrzałam lirę. Czyli nic innego jak atrybut,,
- Apollo - powiedział Chejron po czym uśmiechnął się i dodał - Rosalie jesteś córką Apollo.
W większości osób nie zszokował ten fakt, każdy już tak obstawiał odkąd popisałam się na lekcjach łucznictwa. Ja jednak nie mogłam się z tym pogodzić. Mimo że byłam w obozie już tydzień, ciężko było mi przyswoić to że jestem córką najprzystojnieszego z Bogów.
- Chodź do nas Rose! - krzyknął do mnie Lee, grupowy domku Apollina, który jak się teraz okazało był moim hm.. bratem? kuzynem ?
Spojrzałam na Luke'a uśmiechnęłam się na co chłopak odpowiedział tym samym i przesiadłam się do stoliku mojego rodzeństwa lub kuzyństwa. Będę musiała o tym porozmawiać z Chejronem.
Pocieszające było to, że nie siedziałam sama przy stole tak jak Percy. Biedny w końcu jako jedyne dziecko Posejdona nie musiałobyć mu łatwo.
Po kolacji jako pierwsza udałam się do domku Hermesa, żeby wziąć swoje rzeczy, i uniknąć spotkania z Luke'm. Nie wiem czemu tak bardzo nie chciałam go widzieć. Prawdopodobnie dlatego że strasznie się zżyliśmy przez te pięć dni. Wychodziłam już z domku gdy nagle wpadłam na Luke'a który spojrzał na mnie tym swoim zniewalającym spojrzeniem.
- Uciekasz ode mnie Rose ? - zaśmiał się a mi ugięły się kolana.
O Bogowie dlaczego on tak na mnie działał?