poniedziałek, 9 lutego 2015

Rozdział 5. Rose to córka...!

W tamtym momencie siedziałam z otwartą buzią i myślałam jak wybrnąć z mojego niestosownego komplementu.
Co? Wcale nie był niestosowny, po prostu powiedziałaś co myślisz głupia- mówił głos w mojej głowie. Gdyby to było takie proste przestawić się na to co mówi ten głosik.
Patrzyłam na niego nie potrafiąc nawet opuścić wzroku na ziemię.
Co jest ze mną nie tak ?
Wydawało mi się że ta chwila trwała wieki jednak minęło parę sekund od mojego zdania i odpowiedzi Luke'a. Przez cały czas czułam  na sobie wzrok Annabeth, z którą na pewno się już nie zaprzyjaźnię.
- Dzięki - powiedział ze szczerym uśmiechem. - Twój też jest niczego sobie.
BUM BUM. Właśnie jego pociski zaczęły mnie bombardować, nie dość że mnie skomplementował to jeszcze ten uśmiech. Nie mogłam opanować swojego zachowania.
- Idziesz do domku teraz ? - spytał
- Właściwie to już chyba zwiedziłam wszystko... Annie ? - odwróciłam się do blondynki w myślach błagając by powiedziała "tak".
- No niby tak... - powiedziała niepewnie Annabeth.
- Wygląda na to że idę - uśmiechnęłam się wstając.
- Super - odpowiedział mi tym samym chłopak - Pa Annabeth.
- Paaa - odpowiedziała wywracając oczami gdy Luke się odwrócił.
Gdy tylko odeszliśmy na bezpieczną odległość, postanowiłam spytać chłopaka.
- Od jak dawna znasz się z Annie ?
- Od około siedmiu lat.
- Jej to dużo - westchnęłam.
- No całkiem, ale spokojnie traktuję ją tylko jak siostrę - uśmiechnął się zadziornie.
- Słucham ? - spytałam zdziwiona. Nie wiem dlaczego ale potraktowałam to jako flirt.
- A no nic, tak tylko mówię - mrugnął.
O matko.
Prawdopodobnie najprzystojniejszy facet świata do mnie mrugnął. Zachowuj się jakby nie było to najlepszą rzeczą która ci się przytrafiła oprócz oczywiście samego obozu.
Tak w końcu (być moze przez Luke'a) spodobał mi się obóz.
Od tamtego zdarzenia minęło około trzy dni a ja cały czas nie wiedziałam kto jest moim ojcem, Co prawda wszyscy mięli podejrzenia, gdyż na zajęciach z łucznictwa górowałam nad wszystkimi  mimo że pierwszy raz trzymałam łuk w ręku. Całkiem dobrze śpiewałam, jednak było dużo osób lepszych ode mnie. Dla wszystkich było już jasne czyją jestem córką. Tylko czemu "tatuś" nie chciał się do mnie przyznać?
W końcu po dwóch kolejnych dniach, (czyli łącznie w obozie byłam już tydzień jeśli liczyć pobyt w szpitalu) na kolacji kiedy już pogodziłam się z tym że znowu nie dowiem się kto jest moim ojcem, wszystko się zmieniło, Kiedy podchodziłam dać ofiarę Bogom nagle wszyscy spojrzeli na mnie, być może bardziej nad moją głowę. W końcy gdy i ja to zobaczyłam, oślepiło mnie światło, po paru chwilach przyzwyczaiłam swój wzrok i ujrzałam lirę. Czyli nic innego jak atrybut,,
- Apollo - powiedział Chejron po czym uśmiechnął się i dodał - Rosalie jesteś córką Apollo.
W większości osób nie zszokował ten fakt, każdy już tak obstawiał odkąd popisałam się na lekcjach łucznictwa. Ja jednak nie mogłam się z tym pogodzić. Mimo że byłam w obozie już tydzień, ciężko było mi przyswoić to że jestem córką najprzystojnieszego z Bogów.
- Chodź do nas Rose! - krzyknął do mnie Lee, grupowy domku Apollina, który jak się teraz okazało był moim hm.. bratem? kuzynem ?
Spojrzałam na Luke'a uśmiechnęłam się na co chłopak odpowiedział tym samym i przesiadłam się do stoliku mojego rodzeństwa lub kuzyństwa. Będę musiała o tym porozmawiać z Chejronem.
Pocieszające było to, że nie siedziałam sama przy stole tak jak Percy. Biedny w końcu jako jedyne dziecko Posejdona nie musiałobyć mu łatwo.
Po kolacji jako pierwsza udałam się do domku Hermesa, żeby wziąć swoje rzeczy, i uniknąć spotkania z Luke'm. Nie wiem czemu tak bardzo nie chciałam go widzieć. Prawdopodobnie dlatego że strasznie się zżyliśmy przez te pięć dni. Wychodziłam już z domku gdy nagle wpadłam na Luke'a który spojrzał na mnie tym swoim zniewalającym spojrzeniem.
- Uciekasz ode mnie Rose ? - zaśmiał się a mi ugięły się kolana.
O Bogowie dlaczego on tak na mnie działał?

poniedziałek, 12 stycznia 2015

Rozdział 4. Rosalie zaczyna wierzyć w prawdziwość Obozu

Obudziłam się.
Na początku gdy otworzyłam oczy, byłam zdezorientowana. Byłam w jakimś namiocie przez Bóg wie ile czasu nieprzytomna, jeszcze ten dziwny sen z Minotaurem, Percy'm, Sally i.. zaraz przecież jestem w namiocie.. Czyli ten sen, nie był snem ? Jestem w Obozie Herosów? Kim są do cholery Ci herosi ? 
Próbowałam się podnieść jednak czyjaś ręka położyła mnie z powrotem.
- Leż jeszcze Rose, jesteś słaba - powiedział jakiś mężczyzna, który... O matko ! Ten człowiek ma .. no nie do końca człowiek.. ale on miał kopyta! Był pół człowiekiem i pół koniem, gdzie ja jestem ? 
- Kim jesteś? - spytałam podnosząc się powoli na rękach.
- Nazywam się Chejron. - odpowiedział mężczyzna
- No dobrze a czym jesteś ? - spytałam
- To było raczej niegrzeczne pytanie Rosalie.
- Przepraszam, jestem tylko trochę przytłoczona całą sytuacją.. - powiedziałam szczerze.
- Rozumiem. Jestem centaurem. 
- Aha.
No to fajnie.
Dzięki ci Chejronie za wytłumaczenie mi wszystkiego. Czuję sie teraz znacznie lepiej, a moja świadomość już na pewno. Jestem pewna że gdybym opowiedziała tą historię Elenie to by mnie wyśmiała. No zresztą sama nie wierzyłam oczom, i nie byłam pewna czy wszystko co się wydarzyło jest prawdą. 
- Okej, więc kim jestem ja ? - spytałam z nadzieją. Jak na razie Percy i Grover nic mi nie ułatwili.
- Herosem. 
- Tak myślałam... A co znaczy Heros ? - odpowiedziałam 
- Jest to osoba zrodzona ze śmiertelnika i z Boga.- powiedział Grover pojawiając się znikąd i mówiąc to takim tonem jakby było to coś oczywistego.
- A czy jest wiadome kto jest tym Bogiem ? 
- Nie do końca - powiedział Grover - Jak się czujesz ? 
- Dobrze, tylko ... czy mama Percy'ego naprawdę..
- Tak, niestety - odpowiedział mi głos Percy'ego.
- Percy ? - spytałam rozglądając się w poszukiwaniu chłopaka. Rozsunęła się tak jakby kotara i ujrzałam brązowowłosego leżącego na łóżku tak samo jak ja. 
- O bogowie ty żyjesz ! - krzyknęłam i rzuciłam się na niego. 
Po pierwsze nie wiedziałam dlaczego się na niego rzuciłam, to chyba był mój wrodzony impuls, ale dlaczego powiedziałam o bogowie .  Zupełnie jakby powiedział to ktoś inny, ale zostało wypowiedzone przeze mnie. 
- Żyje, ale zaraz przestane jeśli nie przestaniesz mnie ściskać - zaśmiał się, odwzajemniając uścisk.
- Sorki - uśmiechnęłam się i dopiero wtedy zwróciłam uwagę na blondynkę siedzącą na krześle obok łóżka Percy'ego.
- Cześć - uśmiechnęła się przyjemnie. Zwróciłam uwagę na jej śliczne szare oczy.
- Cześć - odpowiedziałam tym samym
- Ty jesteś Rosalie prawda? - spytała
- Tak, ale bardziej Rose - powiedziałam na co Percy i Grover się zaśmiali, a Chejron uśmiechnął.
- Ja jestem Annabeth, córka Ateny - powiedziała z dumą.
Więc to nie były żarty ? Ci mityczni Herosi na prawdę istnieli ? I przede wszystkim Bogowie również istnieli? A to nie było tak że był tylko jeden Bóg? Czyli jeśli moja mama jest moją mamą, to moim ojcem jest któryś z Bogów.. Ale pytaniem pozostawało który, i jak się tego mam niby dowiedzieć.
- A ty czyją córką jesteś ? - uśmiechnęła się.
- Nie mam pojęcia, dopiero od kilku minut wiem że jestem Herosem - odpowiedziałam.
- Nie martw się, dowiesz się tego, nie można być na zawsze nie określonym.
- Chejronie ile czasu minęło odkąd tu jestem ? - spytałam centaura. 
- Dwa dni. Percy obudził się dosłownie pół godziny przed Tobą. 
Dwa dni ? Zmarnowałam dwa dni na leżenie tu zgaduję że w szpitalu, podczas gdy mogłam czekać na jakiś znak od mojego ojca. Nie żebym od razu wierzyła w to że mój ojciec był jednym z Bogów, ale oni wszyscy byli tacy przekonujący, zresztą ten Minotaur chyba nie wziął się znikąd. 
- Czy mogę już wyjść ? - spytałam, wstając z łóżka Percy'ego.
- Nie jestem pewny czy jesteś jeszcze na siłach...
- Prawie mnie udusiła, więc sądzę że chodzić też może - zaśmiał się Percy, a cała reszta z wyjątkiem Annabeth mu zawtórowała. Chociaż widziałam cień uśmiechu na jej twarzy.
- No w sumie myślę, że obydwoje możecie wyjść - odparł Chejron kierując się do wyjścia. - Myślę że powinniście znaleźć przewodników po Obozie.
Było oczywiste że chciał aby mnie oprowadziła Annabeth a Percy'ego Grover, więc tak też zrobiliśmy. 
- Chodź Rosie, pokaże Ci obóz - powiedziała wstając z krzesła, jednak przed wyjściem rzuciła krótkie ale znaczące spojrzenie na Percy'ego. Może i z mitologii nie byłam najlepsza, ale byłam dobra w wyczuwaniu chemii, więc jeśli Annabeth pierw nie zabije Percy'ego to może coś z tego będzie.
- No powodzenia Rose - uśmiechnął się Percy i przytulił mnie już tak bardziej na pożegnanie, w końcu mogliśmy się już nie widzieć jeśli Annabeth będzie chciała mi pokazać wszystkie zakamarki obozu a wnioskuję że jest duży bo niemożliwe jest by było tylko trzech herosów.
- Dzięki - uśmiechnęłam się i poszłyśmy z blondynką na zwiedzanie obozu.
Po około półtorej godziny chodzenia i rozmawiania doszłyśmy na arenę. 
- Więc mówisz że moim rodzicem może być Apollo, Hefajstos, Dionizos, Hermes lub Ares tak ? - spytałam
- Teoretycznie może być jeszcze Zeus, Posejdon i Hades. - odpowiedziała - Ale to tylko teoretycznie.
- No dobra, no to w którym będę teraz domku jeśli jestem nieokreślona ? 
- W domku Hermesa 
- Ale nie ma pewności że jestem córką Hermesa.
- No tak, ale wszyscy nieokreśleni tam lądują.
- I dlatego jest tam tak dużo osób? 
- Tak. Wiesz czasem nasz rodzic się do nas nie przyznaje, no i tak jest że tam zostajesz - powiedziała ale widząc moją minę dodała - Ale spokojnie na pewno wyjdziesz z niego 
Uśmiechnęłam się słabo, bo trochę mnie nie pocieszył ten tekst o tym że nie każdy dowiaduje się kim jest jego ojciec. Jednak Annabeth widząc moją minę, objęła mnie ramieniem i poprowadziła mnie na trybuny areny.
O matko i oni wszyscy są herosami ? - pomyślałam patrząc na całą arenę.
W pewnym momencie mój wzrok przykuł wysoki chłopak z blond włosami. Najlepiej z nich wszystkich posługiwał się mieczem, może to dlatego. A może dlatego że był strasznie przystojny i zmierzał prosto do nas. Spojrzałam w ziemię i próbowałam ukryć moje zaczerwienione policzki.
- A to jest Luke - szepnęła Annabeth w ostatnim momencie przed jego przyjściem i zobaczyłam że ona dosłownie pożerała go wzrokiem. No tak czyli ze związku z Percy'm nici,
- Cześć Annie - powiedział uśmiechając się. To był prawdopodobnie najpiękniejszy uśmiech jaki widziałam.
Po chwili spojrzał się na mnie. Gdyby nie fakt że nie chciałam zepsuć tej relacji pewnie bym zemdlała.
- Cześć  - odpowiedziała dziewczyna.
- Przedstawisz mi swoją koleżankę ? - spytał zadziornie
- Jestem Rose - wyjąkałam co wyszło mi chyba naturalnie.
- Ja jestem Luke, syn Hermesa - podał mi rękę.
Czy wszyscy w tym obozie tak sie przedstawiają ? Siemka jestem Hania i jestem córką Posejdona? No to ja czym prędzej muszę się dowiedzieć o moim ojcu, bo to wstyd.
- Czyli będziemy w jednym domku? - spytałam z nadzieją że dobrze zrozumiałam.
- Dopóki nie dowiemy się kto jest Twoim ojcem to .. - chciał chyba dokończyć ale mój impuls mu nie pozwolił
- Masz piękny uśmiech - powiedziałam i chwilę później zdałam sobie sprawe że jestem najbardziej czerwoną osobą na ziemi.
No cóż, coś musiało pójść nie tak.